wtorek, 1 grudnia 2015

Nie kradnij

Zobaczcie ten film - ten facet upuszcza swój portfel 45 razy, praktycznie pod nogi różnym osobom i za każdym razem ludzie zwracają mu uwagę, że upuścił... Krótki film jest wprawdzie nakręcony na ulicach Dubaju, ale słowo daję - tak samo jest w Rijadzie, Dżuddzie czy Khobar/Dhahran. W całym tym bałaganie nieszczęść i ludzkiej złośliwości który tutaj panuje, (drobna) kradzież mienia jest uważana za czyn niegodny mieszkańca tej części świata. Interesujące?



Teraz jedna krótka obserwacja - zwróćcie uwagę, że urodzeni w regionie nie schylają się za cudzym portwelem, a jedynie stosują upomnienie słowne, często towarzyszące również upomnieniu ręcznemu (O! tutaj...). Widać biała toga (thoub - szczerze nie wiem jak to się nazywa po polsku?) nie sprzyja skłonom ani przysiadom. Za to ci, którym się w życiu mniej poszczęściło zawsze portfel podniosą i przekażą z ręki do ręki - taka ciekawostka obrazująca stosunki społeczne na Bliskim Wschodzie...

czwartek, 24 września 2015

Samochodem do Kataru (Qataru) z Arabii Saudyjskiej

Kontynuując cykl podróżniczo-poradnikowy (Samochodem do UAE), wybrałem się na wycieczkę - tym razem do Kataru. Zgodnie z mapą trasa nie należy do jakoś specjalnie wymagających, praktycznie nie ma się gdzie zgubić. Paradoksalnie z Bahrajnu drogą mam do Kataru tyle samo km co mieszkańcy Arabii Saudyjskiej z Rijadu, jednak więcej ludzi na weekend przyjeżdża z Rijadu do Bahrajnu niż do Kataru (sądząc po kolejkach na granicy). W Katarze jest ta sama strefa czasowa, co w KSA - GMT+3 (w ZEA jest GMT+4, więc kalkulując czas podróży do Dubaju trzeba wziąć poprawkę na utratę jednej godziny).

Droga jest prosta jak drut. Bez żadnych problemów trafiliśmy (dzięki W. za bardzo miłe towarzystwo) na granicę. I tu bez niespodzianek - o 22 w czwartek wieczorem, a więc na początku weekendu, na granicy nie było praktycznie żadnego ruchu. Procedura jest prawie taka sama jak przy przekraczaniu granicy z ZEA (tylko minimalnie inna, niż przy przejeździe z Arabii do Bahrajnu). Najpierw odbieramy karteczkę celną, na której wbity jest numer samochodu. Z tą karteczką turlamy się do kontroli paszportowej po stronie Saudyjskiej. Tylko dwie linie, skromnie, ciasno - nie spodziewają się tutaj tłumów (a jeśli tłumy wystąpią, to ja bym nie chciał tu czekać…). Komplet pieczątek (w paszporcie i na karteczce z przystanku #1). Kilkanaście metrów dalej jeszcze raz sprawdzają czy pieczątki są, więc nie zamykajcie paszportu, bo będzie szukanie… i koniec. Opuszczamy Arabię Saudyjską.

Znów, podobnie jak pomiędzy Saudi i ZEA, kilka kilometrów strefy niczyjej, na której ciągną się długie kolejki oczekujących na przejazd ciężarówek z dobrami różnymi (albo oczekujących na powrót).

W Katarze jest inaczej… Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to porządek, pasy na jezdniach, świeżo wymalowane krawężniki, zieleń - mnóstwo sztucznie utrzymywanej zieleni - i poprawne oznakowanie wszystkiego w dwóch językach, od razu wskazujące na to, że jeśli jesteśmy spoza GCC to czeka nas wycieczka do "arrival hall" w celu przeprowadzenia formalności wizowych. Kolejki nie było, pamiętajcie o karcie kredytowej, bo gotówką płacić nie można. Wiza kosztuje 100 Rijali (katarskich). Z nową pieczątką i wklejką w paszporcie wracamy do samochodu i podjeżdżamy do pierwszego wolnego okna paszportowego, gdzie wystarczy pokazać wstawiony przed chwilą stempel. Tu niespodzianka - obsługa jest żeńska. W kolejnym okienku - customs - również wita nas grubo wymalowana przedstawicielka płci pięknej. W tym miejscu dostajemy papier celny z wypisanymi danymi samochodu, który trzeba podstemplować na kolejnym przystanku - kontroli bagażnika. Jest to oczywiście czysta formalność i, przynajmniej w naszym przypadku, nie ma żadnego grzebania po bagażu czy sprawdzania zawartości schowków - "dobry wieczór, stempel i do widzenia".

Ostatni przystanek to ubezpieczenie, gdzie znika kolejne 100 Rijali za 7-dniową wyprawkę drogową (96 żeby być dokładnym - zapłaciłem saudyjską gotówką, wręczając 101 SAR, dostałem 5 SAR reszty). Nie można wykupić ubezpieczenia na weekend albo 3 dni.

Jak czytam teraz to, co napisałem, to wygląda to na bardzo skomplikowany proces. Ale wcale tak nie jest. Nie wiem czy spędziliśmy tam łącznie więcej niż 30 minut wliczając 8km przejazdu przez dziurawą strefę niczyją i czekaniem aż katarski pogranicznik skończy romansować na whatsapp'ie zanim nas obsłużył. Nie ma się gdzie tam zgubić, a nawet brak oznakowania po stronie saudyjskiej nie robi dużego problemu - w każdym okienku wręczamy wszystko, co dostaliśmy wcześniej, dostajemy kolejne stemple, dwa razy musiałem pokazać estimarę (kartę pojazdu), poza tym żadnych komplikacji - wszystko sprawnie i bezproblemowo. Nie wyobrażam sobie ilości papierów, które trzeba ze sobą mieć próbując przekroczyć granicę nie swoim autem, więc z góry uczulam na takie próby (leasingowane, wypożyczane, nie swoje - szkoda nerwów...)

Jedna uwaga jak już będziecie po stronie katarskiej - uważajcie na radary. Na autostradach panuje ograniczenie 120km/h i z tego co widać, jest dość restrykcyjnie przestrzegane - większość kierowców jedzie równo, radary są rozsiane gęsto na autostradzie i jest gdzie przypunktować bo do centrum stolicy Kataru, Dohy, jest jeszcze około godziny jazdy… Na samych obrzeżach miasta przywitał mnie flash - ot, 50m wcześniej ograniczenie do 100… ale obyło się bez konsekwencji na granicy w drodze powrotnej - ciekawe czy ten mandat kiedykolwiek dotrze za mną do beżowego świata…

wtorek, 22 września 2015

Ciekawostki samochodowe - Poradnik dla kierowcy w KSA

Kilka punktów, które mogą się przydać kierującym w Arabii Saudyjskiej:

  • Prawo jazdy można wyrobić mając "iqamę" (potwierdzenie rezydencji) . Do tego czasu możecie bez problemu jeździć na międzynarodowym prawie jazdy, chociaż lista wydrukowanych na nim krajów nie zawiera Arabii Saudyjskiej (wypożyczalnie nie robią problemu).
  • Proces wyrabiania prawa jazdy wiąże się z koniecznością wyrobienia tłumaczeń polskiego i międzynarodowego prawka, które to można przygotować w dowolnym biurze tłumaczeń praktycznie od ręki (facet wypełni tylko odpowiednią tabelę do której wpisze wartości podane przez Was - datę urodzenia, grupę krwi, datę ważności prawka i kategorię). Do tego musimy dołączyć zdjęcie i certyfikat medyczny. Tak wyposażeni możemy się starać Później wystarczy tylko opłacić i dostajemy plastik praktycznie od ręki (całość opisywałem w wątku Prawo Jazdy w Arabii Saudyjskiej). - "Ekspat" w KSA może mieć zarejestrowane na siebie maksymalnie dwa samochody
  • Kupując używany samochód miejcie się na baczności… w KSA nie ma czegoś takiego jak dbanie o samochód - kierowcy jeżdżą nim aż (dosłownie) stanie na środku drogi. Używane samochody (nawet roczne), jeśli są sprzedawane, to w jakimś dramatycznym i groteskowo beznadziejnym stanie technicznym…
  • Jeśli liczycie na odsprzedaż, watro zainteresować się Toyotą (Land Cruiser czy chociażby odpowiednik polskiego seicento z kratką - Fortuner, o którym Wielbłąd pisał jako "Krasuli 2")- auta te cieszą się imponującą popularnością w tym regionie (w odróżnieniu od amerykańskich, które noszą opinię "jednorazówek" czy niemieckich, których po prostu ze świecą szukać na rynku wtórnym).
  • Każdy samochód, którym jeździmy musi być odpowiednio autoryzowany w systemie TAMM, tzn. właściciel samochodu musi zgłosić to odpowiednim władzom - wypożyczalnie mają interfejs do tego systemu i za każdym razem, gdy wypożyczamy auto, dostajemy SMSa z informacją o tym, że "numer rejestracyjny" został przypisany do kierowcy o "numer rezydenta".
  • Nie można "ściągnąć" używanego samochodu starszego niż 7 lat, przeglądy robi się co roku (po 3 latach pierwszy) i nie jest to przeżycie, którym można się chwalić - stacja kontroli pojazdów to skrzyżowanie scen z madmaxa i warsztatów samochodowych z trzeciego świata… Z opowieści słyszałem, że miejsca tego się unika, chyba że trzeba auto sprzedać - prawdopodobieństwo, że ktoś się "czepi" braku przeglądu jest bliskie zeru.
  • Drogi nie są płatne, głównie również nieoznakowane, a ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Często zdarza się, że oznakowanie poziome jest kompletnie ignorowane przez kierowców (często jest też kompletnie bez sensu) więc nie trzymajcie się kurczowo swoich pasów, jak ja zaraz po przyjeździe do kraju - można się mocno zdziwić. W nocy można trafić wielbłąda na nieogrodzonych autostradach, a to często oznacza szkodę całkowitą (dla wielbłąda i kierowcy). Teraz już rozumiem dlaczego tak popularne w trasę są wielkie, amerykańskie SUVy typu Tahoe czy japońskie Land Cruisery i Sequoie.
  • Dostępne są dwa typy paliw - 91 i 95 oktanów w cenach 0.45 i 0.60 PLN (SAR - po obecnym kursie wymiany mówimy o stosunku 1:1 do PLN)
  • W razie wypadku (nie miałem "przyjemności") ważne, żeby zostać tam gdzie się jest i czekać na przyjazd instytucji, która da raport, bez którego ubezpieczenie nie kiwnie palcem…

Na deser: Ustrzelony w piękny majowy poranek na jednej z "główniejszych" ulic Rijadu... Parkowanie po mistrzowsku:




sobota, 11 lipca 2015

O lataniu w Arabii Saudyjskiej (jeszcze) słów kilka

W tym roku nagromadziło mi się okazji do latania drugą (z dwóch obecnych) krajową linią lotniczą w Arabii Saudyjskiej - NAS (czy też "flynas"). Linia ta - z bólem stwierdzam - nie trzyma standardu ustanowionego przez Saudi Airlines - samoloty są przeważnie spóźnione, obsługa naziemna ma w głębokim poważaniu wszystko i wszystkich, nie serwuje jedzenia i wszędzie panuje gigantyczny ścisk… ale po kolei.

Kiedyś narzekałem, że w Saudi Airlines jest głośno, ciasno i załoga nie panuje nad tłumem (albo na pokładzie można spotkać sokoły) - muszę przyznać, że w ciągu ostatnich kilku lat stan rzeczy zmienił się wyraźnie na plus. Nie pamiętam, żeby w ciągu ostatnich dwóch lat mój samolot (SaudiA) się spóźnił (…więcej niż pół godziny, co zwykle da się nadrobić, bo rozkład jest zawsze ustawiony na wyrost i lot z Dżuddy do Dammam według rozkładu liczony jest na 2 godziny 20 minut, podczas gdy w rzeczywistości trwa 1:50"). NAS jest pod tym względem daleko w tyle. Również bałagan podczas wsiadania do samolotu na pokładzie NASu jest o wiele większy - już dawno temu w Saudi Airlines zauważyli, że kobiety obok mężczyzn siedzieć nie mogą, a FLYNAS cały czas ma problem z identyfikacją płci, przez co boarding strasznie się czasami przedłuża i towarzyszy mu wiele śmiesznych sytuacji ("przepraszam, ktoś tu siedzi…", "przepraszam, tam jest kobieta…", "...czy mogę pana poprosić o zmianę miejsca bo..."). Informatyczny, bądź co bądź, system rezerwacji miejsc powinien - przynajmniej w większości - ten problem rozwiązać. A tak nie jest. Często zdarza się wręcz, że dwie osoby mają przypisane to samo miejsce (dwie osoby, które dostały bilet wydrukowany przez obsługę naziemną - nie wiem jak taka sytuacja jest w ogóle możliwa w dobie cyfryzacji i informatyzacji).

Kilka tygodniu temu "system was down" - miałem szczęście, bo zrobiłem checkin online - zawsze próbuję się "wczekinować", mimo że zwykle latam z bagażem dodatkowym. Upiekło mi się, samolot poleciał wypełniony może w 20%, mimo że długa kolejka ludzi czekała przy okienku aż system ożyje. Zostali na ziemi… W XXI wieku - niebywałe.

M pisał niedawno o tym dlaczego w krajach arabskich ludzie nie siadają na swoich miejscach - do tego bałaganu dorzućcie jeszcze kulturowy problem różnic płciowych i ich wpływu na strefę nietykalności osobistej typowego mieszkańca Arabii Saudyjskiej - i jest "bałagan" przez wielkie B. Na to wszystko nakłada się NASowy sposób naliczania dodatkowych opłat jeśli chcemy sobie wybrać jakieś konkretne miejsce (np. w rzędzie z wyjściem awaryjnym, gdzie ilość miejsca na nogi jest porównywalna z tylną kanapą w maluchu, czyli i tak jakieś 20cm więcej, niż w ich standardowym "economy class"). Wyobrażam sobie taką sytuację, gdzie po uiszczeniu opłaty za ekstra miejsce w "exit row" znajduję tam siedzącą już osobę - nie wiem czy nie martwię się na wyrost, bo jeszcze nigdy nie udało mi się tak właściwie dokonać opłaty za ekstra miejsce, bo system płatności zawsze odbija mnie jakimś nieoczekiwanym błędem i informacją, żeby zgłosić się do okienka (czyli tam, gdzie już za późno na zmianę miejsc). Całe szczęście, że ostatnie miejsca są niepłatne - staram się zwykle latać w ostatnim lub przedostatnim rzędzie, gdzie spora jest szansa na to, że będę jedynym podróżującym w całym rzędzie…

W tym całym bałaganie kluczową rolę pełnią stewardessy i tutaj się zdziwiłem bardzo - okazuje się, że we FLYNASie pracuje spora grupa Słowianek - w tym i Polek (!). Moja dotychczasowa średnia spotkanych "Agnieszek", "Joann" czy "Mart" to 50% (łatwo rozpoznać po uśmiechu na ustach i… tabliczce imiennej). Zadanie nie jest łatwe, bo krew pasażerów niebieska, to i temperament gorący, bagaż podręczny często 3x większy niż przestrzeń bagażowa nad głowami pasażerów, ciasno, a do tego wszyscy pasażerowie mają srogie miny (to chyba z kultury i mrużenia oczu przed słońcem) - nie widziałem nigdzie na świecie takiego nagromadzenia złowrogich spojrzeń jak podczas wsiadania do samolotu linii krajowej, klasy ekonomicznej Saudi Airlines czy NAS... Gorące pozdrowienia dla naszych rodaczek i szczere wyrazy współczucia - mają co robić na tych lotach i na pewno nie narzekają na nudę zwłaszcza w pierwszych minutach od otwarcia drzwi samolotu…

Dla kontrastu powiem, że usłyszałem kiedyś od pracownika SaudiA o tym, że ich linia chwali się 80% udziałem kobiet wśród zatrudnionej kadry (nie udało mi się potwierdzić, ale wiarygodne informacje - w końcu w USA średnia jest podobna). Oczywiście żadna z zatrudnionych stewardess nie posiada Saudyjskiego paszportu, ale to już temat na inny wpis. Zdecydowana większość pracowniczek SaudiA to Filipinki i mieszkanki krajów Afryki Północnej - Maroko, Tunezja, Egipt etc.. Z tego co obserwuję, proporcje są podobne w NASie, jednak z dość znaczną domieszką krwi słowiańskiej.

Kończąc ten wywód, zaloguję się na stronę programu lojalnościowego FLYNAS, żeby zgłosić brakujące mile za dzisiejszy lot - w końcu checkin online nie pozwala podać numeru lojalnościowego, a obsługa naziemna jest tak niekompetentna, że nawet nie wie (albo udaje, że nie wie) jak dorzucić numer "nasmiles". Zbieram - może warto będzie, a nuż kiedyś te punktu przeliczą się na jakiś priority boarding albo możliwość wyboru miejsc w exit row (tak w teorii jest teraz w SaudiA, gdzie status wynikający ze zgromadzonych mil pozwala się wbijać na pokład poza kolejką razem z klasą biznes).