niedziela, 10 czerwca 2012

Tylko gdzie to przymierzyć?

Dostałem zaproszenie na imprezę, na której obowiązywać ma dress code „czarno-biało-z-akcentem-czerwonego”. Przewertowałem w pamięci całą szafę i o ile z czarno-białym nie mam problemu, o tyle czerwonego akcentu nie pamiętam. A że przebywam aktualnie w Rijadzie i weekend się zbliża wielkimi krokami, musiałem wybrać się na zakupy. Już drugi dzień szukam czerwonego akcentu, więc zwiedzam po kolei większe centra handlowego stolicy Arabii Saudyjskiej i przypominam sobie powoli, dlaczego nigdy nie robię zakupów w Rijadzie. Niby wszystko tutaj jest, niby taniej niż w Bahrajnie, ale…

Wszędzie panuje grobowa atmosfera. Nie usłyszycie muzyki, nie ma tego gwaru panującego w centrach handlowych. Ludzi sporo, trzeba uważać, w którą się stronę człowiek patrzy, żeby kogoś nie obrazić. Ludzie w totalnym skupieniu wertują półki i wieszaki sklepowe. Obsługa wyłącznie męska (o przepraszam, rewolucja postępuje – są już sklepy, w których sprzedają kobiety… ale tylko dla kobiet). I w większości sklepów nie ma gdzie przymierzyć tego, co akurat się spodoba… Nie ma reguły – czasami przebieralnia jest, przeważnie jednak nie ma. Sprzedawca z uśmiechem na ustach informuje nas natomiast, że bez problemu możemy zwrócić wszystko w ciągu 30 dni.

Właśnie zaczyna się przedwieczorna modlitwa (Maghrib), toteż na 10 minut przed czasem (18:30) klientów się już do sklepów nie wpuszcza. Centrum handlowe gasi światła i ludzie opuszczają sklepy celem udania się na modlitwę. Sprzedawcy idą na fajka. Za 30-40 minut wszystko zostanie ponowne otwarte – na kolejną godzinę, po której ostatnia modlitwa (Isha), ostatnia przerwa przed nocnymi godzinami szczytu. Centra handlowe czynne są tu w tygodniu do około 1 nad ranem. Później miasto tonie w korkach… I tak codziennie.

czwartek, 7 czerwca 2012

A w Dubaju…

W Dubaju jest trochę inaczej. Brakuje mi przymiotników, żeby opisać przepych, rozmach i bogactwo nowoczesnej metropolii. A z tego, co udało mi się zorientować w mapie, nie dotarłem nawet do centrum. Najwyższy budynek świata otoczony jest lasem niedokończonych drapaczy chmur.



Dookoła same przebudowy, niedokończone autostrady i ciągnące się kilometrami biurowce. Ale nie ma bałaganu. Nie ma kurzu, nie ma śmieci… Jest za to słońce, ekskluzywne plaże, przepiękne i czyste ulice, praktycznie same nowe samochody.




Jest też metro. Ponad pięćdziesięcio kilometrowy odcinek, którym dotrzeć można z przedmieść do samego centrum finansowego oraz dzielnic „Media City” i „Internet City”. Przystanki wyglądają jak z kosmosu – brat zarzucił mi nawet fotomontaż:




Szalenie trudno odnaleźć się w gąszczu autostrad, bo – zgodnie z arabską tradycją – skoro paliwo jest tanie, to stać cię na to, żeby pojechać 10km dalej i zrobić nawrotkę, więc jak się spieszysz, nie popełniaj błędów. Ale jak już się człowiek przyzwyczai, to jazda po tym mieście (metropolii) nie sprawia większych trudności.




I nikt nie trąbi jak zapala się zielone światło. Nikt nie próbuje nikogo zabić. Po części dlatego, że kamery i fotoradary są średnio co 50 metrów, po części dlatego, że jednak tutaj o wiele więcej „ludzi północy” za kierownicą (wybaczcie porównanie, ale kto był na Bliskim Wschodzie albo chociaż w Egipcie, to rozumie czym różni się kierowca z Europy / USA od kierowcy z tych rejonów i wybaczy generalizację…).



Internet City to ogromny kompleks budynków „zamieszkałych” przez największe korporacje hi-tech: IBM, Dell, Sony, Microsoft, wszystkie w zasięgu wzroku. Tylko Oracle jakby trochę z boku.




Troszkę żałuję, że od początku nie starałem się o pracę w tym rejonie, bo jednak wrażenia estetyczne Dubaju powalają resztę świata na kolana i - jeśli nie brać pod uwagę temperatury i wilgotności – to chyba jedno z ciekawszych miejsc do rozwijania profesjonalnych aspiracji jednostki.

Jeśli planowalibyście wycieczkę na taras widokowy Burj Khalifa, polecam zapisać się z tydzień wcześniej, bo w weekendy jest ciasno – a windy na górę dla turystów kursują raz na pół godziny. Nie dane mi było zrobić zdjęć z góry – najbliższy dostępny kurs był o 22:30…





A jeśli komuś za gorąco, to można iść na narty. Stok o długości sporo przekraczającej to, co oferuje Górka Szczęśliwicka w Warszawie zlokalizowany jest w centrum handlowym Mall of Emirates.




Nie trzeba mieć ze sobą nic, żeby móc rozkoszować się zimowym szaleństwem – dostaniemy kombinezon, sprzęt, kask, kijki – wszystko, co niezbędne.



Godzina zabawy w przeliczeniu na polskie realia kosztuje mniej niż godzina kręgli w Galerii Mokotów w weekend.

PS. Autobusy są wszędzie. I owe słynne klimatyzowane przystanki też.



PS2. Informacja dla Polaków -> alkohol tylko na lotnisku dostępny jst bez licencji ;) W całym mieście bez problemu można napić się dowolnego trunku z dowolnego krańca świata w każdej większej restauracji czy hotelowym barze.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zjednoczone Emiraty Arabskie (A.D.)

Piszecie w komentarzach, że Półwysep Arabski to piękny kraj, pełen życzliwych ludzi, a ja tylko narzekam. No to zmienię trochę ton wypowiedzi i opiszę w jaki sposób spędziłem ubiegły weekend. Koledzy z (byłej) pracy zaprosili mnie do zwiedzenia Abu Dhabi (Abu Zabi). Niewiele myśląc, zarezerwowałem bilet, wsiadłem w samolot i w czwartkowe popołudnie rejsem z Bahrajnu po niecałej godzinie lotu byłem na miejscu. Było gorąco, o wiele goręcej niż w Bahrajnie czy nawet zakurzonym Rijadzie.

Już na lotnisku miła odmiana – zwroty typu „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, „skąd jesteś” (co by w odpowiedniej kolejce ustawić) – zachowania obce, nieznane obsłudze lotniska w Arabii Saudyjskiej. Polacy podróżujący do Emiratów winni posiadać wizę wjazdową (sponsor, zaproszenie etc). Rezydenci GCC o specjalizacji inżynier/menadżer wjeżdżają jak chcą, bez konieczności tłumaczenia celu wizyty czy określania miejsca pobytu – bardzo miło. Odprawa w 15 minut, wypożyczalnia, samochód i w drogę.

Abu Dhabi to takie „betonowe przedmieścia Dubaju”, jak określił kolega. Ja byłem pod wrażeniem czystości i różnorodności konstrukcji.



...i zieleni.


Popatrzcie sami...


Żadnych śmieci, żadnych dziur w drogach, kobiety za kółkiem, chodniki pełne uśmiechniętych ludzi – krajobraz wręcz europejski.



Niektóre budynki wyglądają jak z katalogu albo wizualizacji architektonicznej. Nic dziwnego – większość tej betonowej scenerii nie ma nawet 5 lat… I chyba nie skłamię, jak powiem, że to miasto to jeden wielki plac budowy.


Btw. Na zakup alkoholu w Abu nie potrzeba specjalnej licencji, o której pisałem wcześniej.