sobota, 10 grudnia 2011

Słów kilka o ochronie

Wiele rzeczy w tym kraju dziwi człowieka wychowanego w Europie (wszakże Polska to Europa, chociaż np. w Bahrajnie nie ma takiego kraju na liście krajów europejskich, widniejemy za to w tabelce „Rosja” z numerkiem 535…). Niektóre „dziwy” tego świata wynikają z panującej tutaj kultury, inne z religii i niesmacznie byłoby w ogóle rozpoczynać jakąkolwiek dyskusję na ich temat.

Są jednak rzeczy takie, o których milczeć się nie da, a wręcz nie wypada. Chodzi mi tutaj o bezpieczeństwo. Historia nauczyła Saudyjczyków, że nie można zbyt beztrosko podchodzić do tematu bezpieczeństwa (2003), to jednak do dziś wszystkie sprawy bezpieczeństwa to z mojego punktu widzenia gra pozorów.

Przykłady można mnożyć: obowiązujący zakaz fotografowania obiektów rządowych (w praktyce wszystkiego co ma więcej niż 2 piętra) dotyczy tylko aparatów fotograficznych z teleobiektywem. Co ciekawe niżsi rangą oficerowie bezpieczeństwa rozdysponowani tu i ówdzie do pilnowania porządku, raczej nie zaczepiają ludzi, którzy z wyglądu nie przypominają mieszkańców tej części świata.

Centra handlowe są zasadniczo niedostępne dla „singli” w weekendy. Czwartek i piątek (tak – inaczej niż w pozostałej części świata arabskiego) to taki dzień, w którym bez żony/matki/siostry raczej w ogóle nie ma co z domu wychodzić, bo nigdzie nas nie wpuszczą. Pod warunkiem, że nie zignorujemy osoby pilnującej wejścia do takiego centrum handlowego… Ignorowanie osobników zajmujących się bezpieczeństwem to rzecz, bez której w tym kraju niczego się nie da załatwić. Gorzej, że w taki sam sposób można „obejść” (dosłownie) problem wejścia do biura w niedzielny poranek. Podejście jest proste – skoro tu pracuje, to wchodzi. Nie raz zdarzało mi się wejść do biura klienta X pomimo braku koniecznego upoważnienia(ktoś zapomniał wypisać zgody, ktoś wypisał tylko na taką samą datę z ubiegłego roku, etc.) – są dwie metody: albo patrzymy osobnikowi pilnującemu głęboko w oczy i mówimy „Salam Alaikum” (wchodzimy na pewniaka – jak do siebie – „na luzaka”), albo udajemy, że gościa nie widzimy (jak do siebie, „na ważniaka”). Działa wszędzie tam, gdzie nie ma śluzy uniemożliwiającej przekroczenia bramki więcej niż jednej osobie na raz…

Kiedyś razem z kolegami z pracy mieliśmy ogromny problem żeby dostać się do siedziby naszego klienta – jak co dzień pokazaliśmy swoje przepustki, jednak tego dnia automat rentgenowski do prześwietlania plecaków był zepsuty – spytano nas więc czy posiadamy laptopy. Odpowiedź była twierdząca. Dowiedzieliśmy się wtedy, że z security nie ma żartów i bez odpowiedniej przepustki umożliwiającej nam wniesienie laptopa na teren firmy w ogóle nie powinniśmy się pojawiać na bramie i za to grożą jakieś niesamowite konsekwencje dla firmy, która nas wynajęła. Jak skaner działał, problemu nie było…

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka - odbyłem 4 loty z Riyadu do Jeddah z nożyczkami do paznokci w plecaku. Za każdym razem plecak był w pełni skanowany. W Frankfurcie nie mogli wyjść z podziwu. Ja też nie mogłem… szkoda mi było tych nożyczek, bo do dziś mam problem, żeby kupić tutaj podobne.

3 komentarze:

  1. Lecąc do Jeddah, litrowa butelka wody w podręcznym też nie była żadną przeszkodą dla kontrolujących bagaż ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie bylo przy wyjsciu za portu w Abu Dhabi. Mielismy wizy rezydenckie i przepustki ale za ktoryms razem miejscowy straznik na bramie powiedzial:Po co mi to pokazujesz? Przeciez cie znam!
    Od tego czasu zostalo tylko "Salam Alaikum".

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, moje wspomnienia z Tunezji o wodzie na lotnisku. Wszyscy turyści, przed odprawą, kładli butelki z wodą na podłogach (koszy na śmieci - brak) a spragnieni panowie od skanowania traktowali to chyba jako prezenty - mieli co pić. Oczywiście moja 1.5 litrowa butelka nie stanowiła żadnego zagrożenia i przeszła bez mrugnięcia okiem.

    OdpowiedzUsuń